wtorek, 9 lipca 2013

Jeszcze jedna skała i Legoland w dzień restowy

Kolejny wpis, zacznę od spraw najświeższych, czyli wycieczki do Legolandu (o wspinaniu będzie niżej). Do Legolandu mieliśmy daleko -250km. Na szczęście tutaj są autostrady, na nieszczęście w tygodniu zapchane (faktycznie ruch jak diabli) a na jeszcze większe nieszczęście – było kilka korków (łącznie 30 minut opóźnienia na dwugodzinnej trasie – więc sporo). Ale dojechaliśmy. W Legolandzie największy jest parking przed parkiem rozrywki, zajęty był tylko w 20% - nie wyobrażam sobie jak duży jest ruchu w środku, kiedy zajęty jest w połowie. Mimo środka tygodnia (wtorek) ludzi miejscu mrowie. Do fajniejszych atrakcji trzeba było czekać w kolejce nawet ok 20 minut – bardzo długo biorąc pod uwagę, że zjazd zajmował potem minutę. Na wielu atrakcjach automaty robiły dość ładne zdjęcia, które można było od razu kupić w okazyjnej cenie 10€ za jedno zdjęcie. Chyba jestem chytry, bo nie przywieźliśmy żadnego. Spędziliśmy tam 7 godzin, dzieci są bardzo szczęśliwe, nam też się podobało. Całość imprezy to 87€ za wstęp, 6€ za parking i bak paliwa na dojazd. Jedzenie na miejscu w cenach koszmarnych (hot-dog 3€, byle napój 5€) - sposobem naszym było jedzenie i picie zabrane z domu – sposób nie zawiódł. Warto odwiedzić wystrzegając się weekendów, w czasie których tłok tam panuje okropny (piszę to na podstawie relacji świadków z duńskiego Legolandu, a podejrzewam, że w Niemczech może być gorzej – ten wielki parking!)

O wspinaniu wiele nowego nie ma, bo w niedzielę byliśmy na wspomnianym już Hertensteiner Wand. W poniedziałek natomiast odkryliśmy kolejne piękne skały przyjazne dzieciom.
  • Hintere Stadelhofener Wand – wystawa północna, ale drzewka trzy na krzyż, więc nie było tak ciemno i mroczno jak na Hertensteiner czy na Leupoldsteiner. Trzeba dojść z parkingu jakieś 15 minut. Drogi bardzo ładne, lekko przewieszone, naprawdę piękne wspinanie w zakresie od 5 do 8- (najwięcej „siódemek”). Odległość od Pottenstein 7km.
Warto napisać, że moja droga małżonka osiągnęła tu swój wielki sukces, bo poprowadziła drogę 5+, co nie zdarzyło jej się od 8 lat. Tak więc to zaliczamy do sukcesów tego dnia. Ja niestety, nie dość, że nie udało mi się zrobić zaplanowanej 7+, to jeszcze skasowałem sobie palec w jakiś dziwny i zupełnie niepojęty dla mnie sposób. Mam nadzieję, że mimo to, jutro uda się powspinać.
Dumna Renia pod "swoją" 5+

Jeszcze o jedzeniu. Obiecaliśmy sobie jeszcze jedną wizytę w restauracji. Tym razem trafiliśmy do restauracji w Goßweinstein. Zamówiliśmy coś zrobione ze Schwine i jakiś Wurst. Dostaliśmy pieczeń wieprzową z piękną, wielką ziemniaczaną kluchą i duszoną kapustą kiszoną do tego oraz białe kiełbaski z ziemniakami i kapustą. Oba dania pyszne, choć wieprzowina nieco słona. Dzieci zjadły standardowo paluszki rybne z frytkami – danie dostępne wszędzie :) (ciekawe czy też poza Europą i USA?)

1 komentarz:

  1. My za bilety płaciliśmy 31e za osobę, dzieciaki 13 i 15 lat. Parking standardowo 6e:)

    OdpowiedzUsuń